– Pani mieszka tu sama, ale po kolei usługują jej wszyst

– Pani mieszka tu sama, ale po kolei usługują jej wszystkie kapłanki. Mieszkam z nią tutaj, kiedy przychodzi moja kolej służby. – Ty, królewska córka, ty służysz? – Musimy służyć, zanim będziemy rozkazywać – odparła z presją. – Pani też służyła w swej młodości, a służąc jej, służę samej Bogini. Rozważał to poprzez chwilę. – Nie znam takiej Wielkiej Bogini – rzekł nareszcie. – Merlin powiedział mi, że Pani Jeziora jest twoją... naszą... krewniaczką. – bywa siostrą Igriany, naszej matki. – No to w takim razie jest moją... ciotką – powiedział Artur, wymawiając ostatnie słowo powoli, jakby nie szczególnie chciało mu przejść poprzez gardło. – To wszystko jest dla mnie takie dziwne. Zawsze myślałem o Ektoriuszu jako o moim ojcu, a o Flavilli jak o mamie. Oczywiście wiedziałem, że była jakaś tajemnica. A gdyż Ektoriusz nie chciał ze mną o tym rozmawiać, myślałem, że chodzi o coś niegodnego, że jestem bękartem albo jeszcze gorzej. Nie pamiętam Uthera, mego ojca. Wcale. Ani mojej matki, nie tak do końca, choć czasami, kiedy Flavilla mnie ukarała, śniłem, że mieszkam gdzie indziej, z dziewczyna, która mnie pieści, a później mnie od siebie odpycha... czy Igriana, nasza matka, jest do ciebie podobna? – Nie, jest wysoka i rudowłosa – odpowiedziała Morgiana. Artur westchnął. – To w takim razie chyba wcale jej nie pamiętam. ponieważ w moich snach to był pewien człowiek taki jak ty... to byłaś ty... Przerwał, głos mu drżał. Niebezpieczny grunt, pomyślała Morgiana. Nie powinniśmy o tym mówić. – Zjedz jeszcze jabłko, okazują się z naszego sadu, rosną tu, na Wyspie – powiedziała spokojnym głosem. – Dziękuję – odparł i ugryzł owoc. – To wszystko jest takie nowe i dziwne. Tyle mi się rzeczy przydarzyło, odkąd... odkąd... – Głos uwiązł mu w gardle. – analizuję o tobie cały moment. Nie mogę nic na to dać radę. To, co powiedziałem, jest prawdą, Morgiano, całe życie będę cię pamiętał, ponieważ ty byłaś pierwotna, i zawsze będę o tobie myślał i kochał cię... Wiedziała, że musi powiedzieć coś ostrego i raniącego. w miejsce tego odezwała się łagodnym, ale opanowanym głosem. – Nie wolno ci myśleć o mnie w ten sposób. Dla ciebie nie jestem dziewczyna, ale przedstawicielką Bogini, która przyszła do ciebie. To bluźnierstwo tęsknić za mną, jakbym była jedynie śmiertelną dziewczyna. Zapomnij o mnie, pamiętaj Boginię. – Próbowałem – wybuchnął, zaciskając pięści. Po momencie mimo wszystko odparł z zapałem: – posiadasz rację. Tak powinienem o tym myśleć. Że to tylko jeszcze jedna z tych dziwnych rzeczy, które mi się przydarzyły, odkąd zabrano mnie z mieszkania Ektoriusza. Tajemnicze, czarodziejskie rzeczy. Jak ta bitwa z Saksonami... – Wyciągnął ramię i podwinął rękaw tuniki, pokazując bandaż grubo nasączony żywicą i zakrzepłą krwią. – Tu zostałem ranny. Tyle że to jest jak sen, ta moja pierwotna bitwa. Król Uther... – Spuścił oczy i przełknął ślinę. – Przybyłem za późno... przenigdy go nie spotkałem. Leżał na marach w kościele i zobaczyłem tylko jego zwłoki, jego oręż leżał na ołtarzu... Powiedzieli mi, że to taki zwyczaj, że kiedy ginie dzielny rycerz, to jego oręż czuwa przy nim. A później, kiedy księża śpiewali jeszcze Nunc Dimittis, rozdzwoniły się dzwony na trwogę. To był atak Saksonów. Wartownik przybiegł prosto do kościoła, wyrwał linę z rąk mnicha, który dzwonił na żałobę, i sam rozpoczął dzwonić na trwogę. Wszyscy ludzie króla chwycili za oręż i wybiegli. Nie miałem miecza, tylko mój kordzik, ale chwyciłem włócznię od jednego ze zbrojnych. Pomyślałem, poniżej moja pierwotna bitwa, ale Kaj, to znaczy mój przyrodni brat, Kajusz, syn Ektoriusza, powiedział mi, że zostawił własny miecz